poniedziałek, 25 lutego 2013

...

Moi kochani, oddani Czytelnicy i Odwiedzający!

Pragnę oświadczyć, że zostałam zmuszona do zawieszenie bloga - przynajmniej na jakiś czas.
Wynika to z małej usterki mojego laptopa, na którym mam zapisane całe opowiadanie (jakiś wredny mugol musiał wkraść się do systemu).
Nie jestem w stanie stwierdzić, kiedy mój sprzęcik zmartwychwstanie, dlatego też proszę o zlitowanie się nade mną i o okazanie wsparcia w tych trudnych chwilach..
Niemniej jednak, będę ogromnie wdzięczna, jeśli zechcecie zamieścić  pod tym postem jakieś propozycje czy sugestie w sprawach pisania.

Blagająca o przebaczenie,

~Ignis

środa, 23 stycznia 2013

II

Ekhem, ekhem. Ten wpis pragnę dedykować mojej oddanej czytelniczce, a zarazem przyjaciółce, która zawsze podniesie mnie po upadku, "jak tylko skończy się śmiać".
Livciu, czuj się zaszczycona :D

I takie króciutkie ogłoszonko:

Przed Wami następna część mojego ff. Jako że bardzo mi zależy na Waszym zdaniu, proszę pozostawiajcie po sobie jakiś ślad w postaci mugolskiego wynalazku (zwanego "komentarzem") i podeślijcie opinię, radę czy propozycję.

Miłego czytania :)

~ Ignis




Po kilku minutach przy stole Gryffindoru zasiadł rozradowany James i zdumiony, ale równie uśmiechnięty Syriusz. Po stronie Ślizgońskiego stołu dało się usłyszeć głośne szepty. Co chwila jeden z uczniów wskazywał palcem na młodego Black’a. James jednak nie zwracał uwagi na ogólne poruszenie wywołane niespodziewanym wyborem Tiary. Wciąż uporczywie wpatrywał się w Evans, aż w końcu podszedł do niej i wyciągnął na przywitanie rękę.
- Lily Evans, tak? Ja jestem James. James Potter. Fajnie, że jesteśmy w jednym domu- powiedział , uśmiechając się słodko. Lily jednak tylko prychnęła i odwróciła się na pięcie, pozostawiając zdumionego chłopaka na środku Wielkiej Sali.
- Chyba chciała ci dać delikatnie do zrozumienia, że nie zamierza z tobą  rozmawiać.- James dopiero po paru sekundach zorientował się, że stoi przed nim wysoki blondyn.- W sumie nie dziwię się jej. Najwyraźniej przyjaźni się z tym cały m Severusem… Remus Lupin- dodał, przerywając swój tok rozważań.
James nie zdążył nawet odpowiedzieć, gdyż teraz na szczycie sali pojawił się sędziwy czarodziej z długą brodą spoglądający na swoich zaciekawionych uczniów znad swoich okularów-połówek.
- Witajcie czarodzieje! Najwyższy czas zacząć nowy rok nauki w Hogwarcie! Chciałbym serdecznie przywitać naszych nowych uczniów, jak również tych, którzy są już z nami od kilku lat. W tym roku Hogwart przyjął do grona swojej kadry nauczycielskiej niezwykłego czarodzieja, który będzie was uczył eliksirów. Proszę o gorące brawa dla Horacego Slughorn’a!
Po sali przebiegły pojedyncze oklaski, gdy potężny mężczyzna  z bujnym wąsem podniósł się z krzesła, prawie wywracając bogato zdobione kielichy.
- Profesor Slughorn będzie także sprawował funkcję opiekuna Slytherinu. Liczę na to, że Ślizgoni serdecznie go przywitają i okażą należyty szacunek- jakby w odpowiedzi na to kilkunastu uczniów wydało z siebie pomruk niezadowolenia.- No dobrze. Nie przedłużając ani chwili dłużej, zabierzmy się za pałaszowanie tych smakowitości. Szamajcie!- krzyknął, a stoły zaczęły się uginać pod ciężarem wypełnionych po brzegi tac z różnorodnym jedzeniem.
- No znalazłem cię w końcu- wysapał Syriusz i opadł bezwładnie na ławkę obok James’a.- Moja kochana kuzyneczka Narcissa postanowiła w imieniu matki udzielić mi ostrej reprymendy. W skrócie, zaczęła się na mnie wydzierać, bo…- zrobił krótką pauzę i odchrząknął, po czym kontynuował piskliwym głosem- „przyniosłem hańbę i wstyd naszej rodzinie”
- I co jej odpowiedziałeś?- rzucił James pochłonięty pożeraniem skrzydełek z kurczaka.
Syriusz wzruszył ramionami i oparł głowę na stole.
- Nic takiego. Powiedziałem tylko, żeby nie wtykała swojego krzywego nochala w nieswoje sprawy.
James, który właśnie wziął łyk soku z dyni, wypluł całą jego zawartość na siedzącą obok niego Gryfonkę. Pozostali wybuchnęli gromkim śmiechem, poklepując Syriusza po ramieniu.
- Witaj w domu, stary.
Młody Black- wyraźnie rozpromieniony – zajął się rozmową z uczniami z czwartej klasy.  Szybko zjednał sobie serca wszystkich Gryfonów, budząc zachwyt wśród przedstawicielek płci pięknej.  Był wyraźnie zachwycony tym powszechnym zainteresowaniem, a w szczególności cieszył go fakt, że nienawiść do swojej rodziny, której nie umiał stłumić w sobie przez tyle lat, stała się dla niego powodem do dumy.
- Pa..paa. .panowie P..-P..-Potter i B-Bl..- Black?- zza stołu wyłoniła się okrągła głowa o wyraźnie wystających zębach.
- Pan Black spoczywa po mojej prawicy. Ja zaś jestem Potter. W czym możemy ci pomóc, kmieciu?- odparł James, o mało co nie pękając ze śmiechu na widok przerażonych oczu chłopca, które zdawały się wyłazić z orbit.
- Och, przyjacielu, zdaje mi się, że zawstydziliśmy naszego nowego znajomego- Syriusz włączył się do tego absurdalnego dialogu.-  Jak cię zwą, nieznajomy?
- Peter Pettigrew. – odparł blondyn prawie niesłyszalnym szeptem. Wziął głęboki oddech, zebrał się w sobie i wydyszał na jednym tchu- Prefekt naczelny kazał przekazać, że nowe hasło brzmi „Kamienne gargulce”.
Gryfoni spojrzeli na niego z politowaniem, gdy ten spłonął rumieńcem i odbiegł od stołu, ślizgając się na lśniącej podłodze.
- Skąd jest ten koleś?- spytał Syriusz, przysuwając do siebie półmisek z roladami wieprzowymi.
- Dziwne, że trafił do Gryffindoru, wygląda co najmniej jak tchórzofretka- odparł niepytany Remus.- My się jeszcze chyba nie znamy. Lupin- dodał , spoglądając na chłopaka z uśmiechem.
- Radzę się pospieszyć, jeśli chcecie dotrzeć do dormitorium przed Irytkiem- odezwał się jakiś wysoki Gryfon, mrugając do trójki chłopców.
- Irytek?- James spojrzał na swoich zdumionych kolegów, którzy potrząsnęli tylko ramionami i wstali od stołu, zerkając ostatni raz na porcelanową zastawę.


***
          

  Ruszyli przed siebie, popychani co chwila przez jakichś innych rozgorączkowanych pierwszaków usiłujących nie pogubić się na krętych schodach. W rezultacie znaleźli się na samym końcu, całkowicie tracąc jakąkolwiek orientację. Zmęczeni ciągłym krążeniem przystanęli na chwilę obok obrazu młodej dziewczyny w sukience, która na ich widok krzyknęła przeraźliwie i schowała się za pasącymi się na obrazie obok końmi.
- Może już do reszty ogłupiałem, ale wydaje mi się, że przechodziliśmy tędy przynajmniej z trzy razy- James osunął się powoli na wełniany dywan, podpierając głowę na ręce.
- Może. Tu wszystko wygląda identycznie. Hej! Ej, ty! Pomógłbyś znaleźć nam drogę do dormitorium? – Syriusz rozglądnął się po suficie, gdzie przed chwilą pojawiła się postać małego duszka.
- Prosicie MNIE o pomoc? – zjawa podleciała do chłopaków i parsknęła szyderczym śmiechem.- Ależ oczywiście. Jestem godnym zaufania, ułożonym poltergeistem, który nie szuka kłopotów.
- Jak masz na imię?- spytał podejrzliwie Remus, przypominając sobie o przestrodze Gryfona.
- *Serenus- odpowiedział poltergeist po chwili zawahania.
 - No to w drogę!
- Naprawdę sądzisz, że powinniśmy mu zaufać?- Remus sceptycznie zlustrował uśmiechającego się teraz niewinnie Serenusa.
- A mamy jakieś inne wyjście?- James wzruszył ramionami i ruszył dziarskim krokiem za rozpromienionym poltergeistem.
Remus tylko mruknął coś pod nosem i z ociąganiem ruszył za kolegami.
            Po paru minutach znaleźli się przy gabinecie o bogato zdobionych drzwiach. Tuż obok nich jakby znikąd pojawił się kolorowy gobelin, z którego wyglądał na nich podstarzały czarodziej w jaskrawofioletowej szacie.
- Hasło- powiedział, wykrzywiając się na widok Serenusa.
- Właściwie to hasło nie będzie potrzebne- poltergeist wykonał zgrabny obrót, przyłożył do ust dłonie i zaczerpnął głośno powietrze- LUDZIE! POMOOOCY! RATUNKU! CI TRZEJ CHCIELI MNIE ZABIĆ! SŁOWO DAJĘ! MIOTALI WE MNIE ZAKLĘCIAMI! CUDEM USZEDŁEM Z ŻYCIEM!!
- Zamknij się idioto!- warknął Syriusz.- Jeszcze ktoś cię usłyszy. Poza tym jak niby mielibyśmy cię zabić, skoro i tak już nie żyjesz?
- Co tu się wyprawia?- z ciemności wyłoniła się postać grubego mężczyzny z bujnym wąsem.- Ach… Panicz Black. Słyszałem, że Tiara przydzieliła cię do Gryffindoru? Ciekawe, ciekawe. Irytku, na miłość Boską, uspokój się, bo obudzisz wszystkich uczniów!
- Irytku?!- wrzasnął James i bez zastanowienie cisnął w ducha swoim butem.
- O, nie, mój drogi. Takie zachowanie w Hogwarcie nie będzie tolerowane. Gratuluję! Za wasze wybryki Gryffindor traci 30 punktów. A teraz marsz do dormitorium!- twarz Horacego Slughorn’a spurpurowiała, gdy James spojrzał na niego hardo, widocznie nie okazując nawet najmniejszej skruchy.
Gdy nauczyciel zniknął za wysoką kolumną, a wulgarne wrzaski piosenek Irytka przycichły, James wypuścił głośno powietrze z ust i kopnął mocno bosą stopą o filar.
- Przecież to wszystko przez NIEGO! Jak można być karanym za coś, czego się nie zrobiło?! No jak?!
- Może to nie najlepszy moment, ale wydaje mi się, że żaden dom nie zaczął jeszcze roku na .. eee.. minusie- Remus popatrzył ze smutkiem na olbrzymią klepsydrę, na której „drugim dnie” zalśniły czerwone rubiny.
- Miałeś rację, to nie był najlepszy moment- odparł zgryźliwie James i odruchowo zmierzwił i tak już potargane włosy.
- Chłopaki, wyluzujcie- Syriusz zdawał się pozostawać w ogóle niewzruszony, a na jego buzi cały czas gościł łobuzerski uśmiech.- Jeśli nienawidzą cię bez powodu, to daj im w końcu ten powód.
James i Remus popatrzyli po sobie i wybuchnęli śmiechem.

Nie wiadomo w jaki sposób  w końcu dotarli do swojego dormitorium, gdzie spotkali śpiącego już pulchnego blondyna o wystających zębach. 
Zmęczeni padli do swoich łóżek, nieświadomi tego, co dopiero przed nimi...



* Nie bez kozery Irytek początkowo przedstawił się jako Serenus. Otóż to słowo (zaczerpnięte z łaciny) to po prostu określenie odpowiadające naszemu "spokojny". Poltergeist- jak się zapewne domyśliliście - chciał ukazać się w jak najlepszym świetle.

sobota, 12 stycznia 2013

I

Zanim zamieszczę kolejną część mojego ff, mam takie króciutkie ogłoszenie, a właściwie to nie ja, tylko James i Syriusz, którzy kazali mi podziękować naszemu cudownemu grafikowi, bez którego ta strona w ogóle by nie istniała!
Tak więc, Ace, dziękujemy Ci bardzo za motywację, wsparcie i po prostu za to, że jesteś <3



Nawet nie zorientowali się, kiedy pociąg zatrzymał się i zaczęli z niego wysiadać pierwsi uczniowie przebrani w czarne szaty.
- Pirwszoroczni! Pirwszoroczni do mnie!- rozległ się basowy głos olbrzyma z kędzierzawą brodą zasłaniającą mu połowę jego ogromnej twarzy. Syriusz i James ruszyli razem z innymi pierwszakami w kierunku drewnianych łodzi kołyszących się delikatnie na tafli srebrzystego jeziora. James omiótł spojrzeniem karawany wozów stojących na żwirowej ścieżce. Po chwili wozy ruszyły z impetem zupełnie tak, jakby zaprzężono do nich niewidzialne konie. Wkrótce oczom uczniów ukazał się masyw zamku Hogwartu. Z całą pewnością robił piorunujące wrażenie. Przyciągał uwagę nie tylko swym ogromem, lecz także niezwykłym kunsztem wykonania i dopracowaniem nawet najdrobniejszych szczegółów.  Kilku młodych czarodziejów krzyknęło z przerażenia, gdy pojawiła się przed nimi grupka duchów przyglądająca się im z zaciekawieniem.  Po chwili na przód wysunęła się bezkształtna postać mężczyzny przyodzianego w książęcy surdut.
- Nazywam się Sir Nicholas de Mimsy-Porpington i w tym roku to mi przydzielono ten chwalebny obowiązek zaprowadzenia was do Wielkiej Sali, gdzie odbędzie się Ceremonia Przydziału.  Ostrzegam was! Trzymajcie się blisko mnie. Zamek lubi płatać figle, a jego ulubionym zajęciem jest dokuczanie całkowitym żółtodziobom. Za mną!
- Lubi płatać figle?- mruknął rozbawiony James. – Sugeruje pan, że zamek jest ży…- urwał, gdy zobaczył jak schody raz-po-raz zmieniają swoje położenie, budząc tym samym uśpione dotychczas postaci na obrazach. Sir Nicholas uśmiechnął się znacząco, widząc szeroko otwarte usta uczniów. Wykonał niedbały ruch ręką i przywołał do siebie jedenastolatków.
- Psst! Widzisz tego tam z boku?- syknął Syriusz, wskazując palcem na wysokiego chłopaka z haczykowatym nosem i mocno przetłuszczonymi włosami.- To Severus Snape. Podsłuchałem raz jak matka gadała o nim z moją ciotką. Ponoć straszny dziwak. Za wszelką cenę chce się dostać do Slytherinu pomimo tego, że jego ojciec był mugolem. Ja osobiście sądzę, że ma małe szanse. Spójrz tylko na niego! Wygląda jak ostatni włóczęga! Nie sądzę, że byłby w stanie wypowiedzieć nawet najprostsze zaklęcie.
James zachichotał, ale tak naprawdę przez cały czas wpatrywał się w towarzyszkę Snape’a, która od razu przyciągnęła jego uwagę. Kompletnie do siebie nie pasowali. On: ponury, markotny, z odmalowanym grymasem na twarzy, ona: uśmiechnięta, podekscytowana, tętniąca życiem.
„Co ona w nim widzi?”, z zamyślenia wyrwał go widok ogromnej sali ze stojącymi po środku czterema długimi stołami o barwach poszczególnego domu. James spojrzał z utęsknieniem na szkarłatno-złote szaty Gryfonów.
- Proszę ustawić się w rzędach!- harmider ucichł, gdy stanowczy głos profesor McGonagall przeszył salę.- Kiedy wyczytam wasze imię zbliżycie się  do mnie, a Tiara Przydziału zadecyduje, do którego domu powinniście trafić.
McGonagall rozwinęła długą rolkę pergaminu i nasunęła okulary na czubek nosa.
- Archibald, Daniel!                                                                                                                   
Do stołka podbiegł niski brunet trzęsący się ze strachu. Siadając na krześle, o mało co nie przewrócił się o skraj swojej długiej szaty.
- Ravenclaw!- pisnęła Tiara Przydziału, a Krukoni przywitali „nowego” gorącymi brawami.
Tiara przydzielała coraz to kolejnych uczniów, wykrzykując nazwy czterech domów. W pewnej chwili James dostrzegł, że Severus oplata swoimi kościstymi palcami ramię tajemniczej dziewczyny, pokazując jej stół Ślizgonów.
- Smarkerus!- krzyknął James zanim zorientował się, co robi.- Możesz być spokojny! Na pewno przyjmą cię do Slytherinu. Tylko tam będą mogli odkryć twój niesamowity potencjał, który teraz jest ukryty pod stertą tych potarganych szmat!
Grupka pierwszoroczniaków wybuchła śmiechem, a James ukradkiem spojrzał na towarzyszkę Snape’a, która obrażona wydęła usta i potrząsnęła swoją rudą czupryną.
- Evans, Lily!
Dziewczyna zadarła głowę i dumnie pomaszerowała w kierunku drewnianego stołka.

- Gryffindor!- wrzasnęła Tiara, a z ust Snape’a wydobył się zduszony jęk. Lily popatrzyła na niego przepraszająco i przywitała się z resztą Gryfonów. 

piątek, 11 stycznia 2013

Wstęp

Jestem tu całkowicie nowa, ale postanowiłam sprawdzić się odrobinę i poddać Waszej opinii.
Do tej pory pisałam "do szuflady" - może czas to zmienić? :)
No więc przed Wami Fan Fiction o losach Huncwotów.
Będę wdzięczna za każdy komentarz, radę, propozycję.
Miłego czytania!

~Ignis





Za oknami robiło się coraz ciemniej. W blasku księżyca przechadzały się ostatnie pary zmierzające w stronę swoich domów. James siedział na parapecie i  ściskał w swoich odrętwiałych dłoniach  zwitek kremowego papirusu. Jeszcze chwilę uporczywie się w niego wpatrywał, po czym włożył go delikatnie pod poduszkę i z ociąganiem ułożył się na miękkim łóżku. Czekał na ten moment przez jedenaście lat, ale pomimo tego nie mógł wyzbyć się wrażenia, że w chwili, gdy opuści to przytulne miejsce utraci cząstkę siebie. Leżał jeszcze długo, przewracając się z boku na bok i rozmyślając o Hogwarcie. Ogarnął leniwym spojrzeniem cały pokój i zatrzymał wzrok na zamkniętym kufrze, w którym teraz spoczywały stosy książek, kolorowe szaty i mahoniowa różdżka z rdzeniem z pióra feniksa. Był bardzo dumny, gdy pan Olliviander wręczał mu ten pozornie zwykły, drewniany patyk, przestrzegając przed jego niezwykłą mocą. James uśmiechnął się do swoich myśli. Już nie mógł się doczekać, kiedy będzie mógł wypowiedzieć na głos swoje pierwsze zaklęcie.
***
- James! Wstawaj! Spóźnisz się na pociąg!- po malutkim mieszkanku rozległ się donośny głos pani Potter.
Chłopak zamrugał parę razy, przetarł oczy i nasunął niezdarnie na nos okrągłe okulary. Spojrzał z przerażeniem na zegarek. Do odjazdu z King’s Cross zostało mu dokładnie trzydzieści minut. Wyskoczył z łóżka, o mało co nie przewracając się o leżącą na podłodze miotłę. Rozejrzał się z paniką po pokoju i w biegu włożył na siebie parę pomiętych jeansów. Zbiegł ze schodów, omijając co drugi stopień i zasiadł przy stole, gdzie czekało już na niego przygotowane śniadanie.
- Czy ty awsze muszisz mnie budzić na osztatnią wilę?- zwrócił się z wyrzutem do mamy, pakując sobie do buzi gigantyczną porcję płatków czekoladowych.
- Nie byłoby problemu, gdybyś tylko nauczył się obsługiwać mugolski budzik- odparła i wykonała zgrabny  ruch różdżką, wskazując na stertę brudnych naczyń, które po chwili zaczęły się same czyścić.- No kończ już to śniadanie i biegnij do taty. James! A rzeczy?
Ten w odpowiedzi stuknął się w czoło i już miał zamiar ruszyć na górę, ale mama powstrzymała go ruchem ręki.
- Accio kufer!- krzyknęła i ponad nimi osunęła się drewniana skrzynia, lądując na podłodze obok chłopca.
- Dzięki.
- Kiedyś w końcu zapomnisz, że masz głowę. No chodź tu do mnie, ty mój mały mężczyzno- odparła już łagodniej, przytulając go mocno do siebie.- Pamiętaj, nie szukaj kłopotów, uważaj na siebie i nie rób głupstw.
- Uhm- odburknął, odpychając ją od siebie w chwili, gdy próbowała przygładzić jego wiecznie  rozczochrane włosy.
- Dori, kochanie, naprawdę zaraz się spóźnimy- w drzwiach pojawił się wysoki, lekko siwiejący mężczyzna o dużych niebieskich oczach spoglądający na całą tę scenę z niemałym rozbawieniem.
- Och, tak, racja. No lećcie już, lećcie! Wyślij nam Hilmenę od razu jak dojedziesz na miejsce. A ty, Charles, błagam, jedź ostrożnie.
- Dobrze, dobrze.
- Kocham cię, synku- rzuciła za nim, ocierając oczy kantem haftowanego fartucha.
            James wskoczył szybko do auta i zanim się obejrzał znalazł się na głównym londyńskim dworcu.
- To… Gdzie jest ten peron 9 i ¾? – powiedział, odczytując kolejno liczby od 1 do 10.- Gdzieś pomiędzy?
- Dokładnie tak- odparł Charles i wskazał palcem na pobliską barierkę.
- I co? Mamy przez nią tak po prostu przeniknąć?- spytał z niedowierzaniem.  Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko i chwycił za wózek z bagażami, nakazując synowi zrobić to  samo. Powoli nabierali prędkości, a James był już całkowicie pewien, że się rozbiją. Nie zwolnił jednak, tylko zacisnął mocniej palce na wózku i zdumiony zdał sobie sprawę z tego, że bez jakichkolwiek przeszkód wylądował po drugie stronie.
- Wow…- wyrwało mu się z ust, gdy rozejrzał się i zobaczył mnóstwo ludzi właśnie takich jak on. Widok czarodziejów  nie był dla niego czymś niezwykłym. Wręcz przeciwnie. Od dziecka miał styczność z magią, jako że wychował się w rodzinie „czystej krwi”. Nigdy jednak nie odczuwał w pełni tej niesamowitej atmosfery, tego podekscytowania związanego z rozpoczęciem nowego roku nauki w PRAWDZIWEJ Szkole Magii i Czarodziejstwa.
- Tato, ty i mama byliście w Gryffindorze, tak?
- Zgadza się.
            James przełknął nerwowo  ślinę. A co jak trafi do Hufflepuffu albo (co gorsza) Slytherinu? 
- Ale ty się chyba nie boisz, co?- zagadnął Charles, puszczając do niego oko.
- Ja i strach? W życiu!- odparł hardo, siląc się na obojętny ton.
- No. To trzymam za ciebie kciuki i pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć- ojciec poklepał pokrzepiająco syna po ramieniu i pomógł mu wrzucić do pociągu bagaż. James pomachał mu na pożegnanie, jeszcze bardziej zmierzwił i tak już potargane włosy i ruszył w stronę jakiegoś wolnego przedziału. Zajął miejsce przy oknie i oddał resztę w ręce czasu. Po paru minutach w drzwiach ukazała się wysoka, czarnowłosa postać rozglądająca się po kanapach z pewną dozą nonszalancji.
- Wolne?- nieznajomy rzucił beztroskim tonem, obdarzając James’a łaskawym spojrzeniem.
- Jasne- odparł i podał mu na powitanie rękę.- James.
- Syriusz. Pierwszy rok?
James skwapliwie pokiwał głową. Syriusz tylko mruknął coś pod nosem i zajął się przeglądaniem imponującej kolekcji kart z czekoladowych żab, szybko zapominając o istnieniu współpasażera.
Potter wpatrywał się przez dłuższy czas w kamienną twarz, próbując nieudolnie odczytać kryjące się w niej myśli. Imponował mu. W jakiś zupełnie niewiadomy sposób pociągała go jego zuchwałość i nadmierna pewność siebie.
„To musi być ktoś z rodziny Blacków.”, pomyślał. W jego domu dużo się mówiło o starych rodach czarodziejów, które w taki czy też inny sposób zapisały się na kartach historii.
Musiał wyglądać naprawdę zabawnie tak marszcząc czoło i uporczywie przyglądając się Syriuszowi, ponieważ ten spoglądnąwszy na niego uniósł pytająco brwi, wyraźnie zbity z tropu.
- To… Eee… Do jakiego domu chciałbyś się dostać?- James zdecydował się przerwać męczącą ciszę i poczuł jak na jego policzkach pojawia się ognistoczerwony rumieniec.
- Nie zastanawiałem się nad tym- odparł Syriusz, spuszczając wzrok na podłogę.- A ty?
- W sumie najbardziej chciałbym się dostać do Gryffindoru. Zresztą wszystko jedno, byle nie Slytherin! Słyszałem, że są tam sami nadęci idioci o chorych ambicjach i mega przerośniętym ego. 
- Taa… Cała moja rodzina to Ślizgoni – po twarzy Syriusza przebiegł cień uśmiechu.
- O kurczę… ja.. ja.. nie wiedziałem, stary. Mówiąc „idioci” miałem na myśli..
- Arogantów o chorych ambicjach- przerwał mu Syriusz.- I masz całkowita rację! Nienawidzę mojej rodzinki z tą chorą mamuśką na czele. Autentycznie, ona ma jakąś obsesję na punkcie „czystości krwi”. Stara wiedźma- dodał półgębkiem . James otworzył usta z niedowierzania, a po chwili ich spojrzenia się spotkały i obaj parsknęli głośnym śmiechem.