Moi kochani, oddani Czytelnicy i Odwiedzający!
Pragnę oświadczyć, że zostałam zmuszona do zawieszenie bloga - przynajmniej na jakiś czas.
Wynika to z małej usterki mojego laptopa, na którym mam zapisane całe opowiadanie (jakiś wredny mugol musiał wkraść się do systemu).
Nie jestem w stanie stwierdzić, kiedy mój sprzęcik zmartwychwstanie, dlatego też proszę o zlitowanie się nade mną i o okazanie wsparcia w tych trudnych chwilach..
Niemniej jednak, będę ogromnie wdzięczna, jeśli zechcecie zamieścić pod tym postem jakieś propozycje czy sugestie w sprawach pisania.
Blagająca o przebaczenie,
~Ignis
Having no fear doesn't mean you are brave, it means that you are just too foolish to be afraid
poniedziałek, 25 lutego 2013
środa, 23 stycznia 2013
II
Ekhem, ekhem. Ten wpis pragnę dedykować mojej oddanej czytelniczce, a zarazem przyjaciółce, która zawsze podniesie mnie po upadku, "jak tylko skończy się śmiać".
Livciu, czuj się zaszczycona :D
I takie króciutkie ogłoszonko:
Przed Wami następna część mojego ff. Jako że bardzo mi zależy na Waszym zdaniu, proszę pozostawiajcie po sobie jakiś ślad w postaci mugolskiego wynalazku (zwanego "komentarzem") i podeślijcie opinię, radę czy propozycję.
Miłego czytania :)
~ Ignis
* Nie bez kozery Irytek początkowo przedstawił się jako Serenus. Otóż to słowo (zaczerpnięte z łaciny) to po prostu określenie odpowiadające naszemu "spokojny". Poltergeist- jak się zapewne domyśliliście - chciał ukazać się w jak najlepszym świetle.
Livciu, czuj się zaszczycona :D
I takie króciutkie ogłoszonko:
Przed Wami następna część mojego ff. Jako że bardzo mi zależy na Waszym zdaniu, proszę pozostawiajcie po sobie jakiś ślad w postaci mugolskiego wynalazku (zwanego "komentarzem") i podeślijcie opinię, radę czy propozycję.
Miłego czytania :)
~ Ignis
Po kilku minutach przy stole
Gryffindoru zasiadł rozradowany James i zdumiony, ale równie
uśmiechnięty Syriusz. Po stronie Ślizgońskiego stołu dało się usłyszeć głośne
szepty. Co chwila jeden z uczniów wskazywał palcem na młodego Black’a. James
jednak nie zwracał uwagi na ogólne poruszenie wywołane niespodziewanym wyborem
Tiary. Wciąż uporczywie wpatrywał się w Evans, aż w końcu podszedł do niej i
wyciągnął na przywitanie rękę.
- Lily Evans, tak? Ja jestem
James. James Potter. Fajnie, że jesteśmy w jednym domu- powiedział ,
uśmiechając się słodko. Lily jednak tylko prychnęła i odwróciła się na pięcie,
pozostawiając zdumionego chłopaka na środku Wielkiej Sali.
- Chyba chciała ci dać
delikatnie do zrozumienia, że nie zamierza z tobą rozmawiać.- James dopiero po paru sekundach
zorientował się, że stoi przed nim wysoki blondyn.- W sumie nie dziwię się jej.
Najwyraźniej przyjaźni się z tym cały m Severusem… Remus Lupin- dodał,
przerywając swój tok rozważań.
James nie zdążył nawet
odpowiedzieć, gdyż teraz na szczycie sali pojawił się sędziwy czarodziej z
długą brodą spoglądający na swoich zaciekawionych uczniów znad swoich
okularów-połówek.
- Witajcie czarodzieje!
Najwyższy czas zacząć nowy rok nauki w Hogwarcie! Chciałbym serdecznie
przywitać naszych nowych uczniów, jak również tych, którzy są już z nami od
kilku lat. W tym roku Hogwart przyjął do grona swojej kadry nauczycielskiej
niezwykłego czarodzieja, który będzie was uczył eliksirów. Proszę o gorące
brawa dla Horacego Slughorn’a!
Po sali przebiegły pojedyncze
oklaski, gdy potężny mężczyzna z bujnym
wąsem podniósł się z krzesła, prawie wywracając bogato zdobione kielichy.
- Profesor Slughorn będzie
także sprawował funkcję opiekuna Slytherinu. Liczę na to, że Ślizgoni
serdecznie go przywitają i okażą należyty szacunek- jakby w odpowiedzi na to
kilkunastu uczniów wydało z siebie pomruk niezadowolenia.- No dobrze. Nie
przedłużając ani chwili dłużej, zabierzmy się za pałaszowanie tych
smakowitości. Szamajcie!- krzyknął, a stoły zaczęły się uginać pod ciężarem
wypełnionych po brzegi tac z różnorodnym jedzeniem.
- No znalazłem cię w końcu-
wysapał Syriusz i opadł bezwładnie na ławkę obok James’a.- Moja kochana
kuzyneczka Narcissa postanowiła w imieniu matki udzielić mi ostrej reprymendy.
W skrócie, zaczęła się na mnie wydzierać, bo…- zrobił krótką pauzę i
odchrząknął, po czym kontynuował piskliwym głosem- „przyniosłem hańbę i wstyd
naszej rodzinie”
- I co jej odpowiedziałeś?-
rzucił James pochłonięty pożeraniem skrzydełek z kurczaka.
Syriusz wzruszył ramionami i
oparł głowę na stole.
- Nic takiego. Powiedziałem
tylko, żeby nie wtykała swojego krzywego nochala w nieswoje sprawy.
James, który właśnie wziął łyk
soku z dyni, wypluł całą jego zawartość na siedzącą obok niego Gryfonkę.
Pozostali wybuchnęli gromkim śmiechem, poklepując Syriusza po ramieniu.
- Witaj w domu, stary.
Młody Black- wyraźnie
rozpromieniony – zajął się rozmową z uczniami z czwartej klasy. Szybko zjednał sobie serca wszystkich
Gryfonów, budząc zachwyt wśród przedstawicielek płci pięknej. Był wyraźnie zachwycony tym powszechnym
zainteresowaniem, a w szczególności cieszył go fakt, że nienawiść do swojej
rodziny, której nie umiał stłumić w sobie przez tyle lat, stała się dla niego
powodem do dumy.
- Pa..paa. .panowie
P..-P..-Potter i B-Bl..- Black?- zza stołu wyłoniła się okrągła głowa o
wyraźnie wystających zębach.
- Pan Black spoczywa po mojej
prawicy. Ja zaś jestem Potter. W czym możemy ci pomóc, kmieciu?- odparł James,
o mało co nie pękając ze śmiechu na widok przerażonych oczu chłopca, które
zdawały się wyłazić z orbit.
- Och, przyjacielu, zdaje mi
się, że zawstydziliśmy naszego nowego znajomego- Syriusz włączył się do tego
absurdalnego dialogu.- Jak cię zwą,
nieznajomy?
- Peter Pettigrew. – odparł
blondyn prawie niesłyszalnym szeptem. Wziął głęboki oddech, zebrał się w sobie
i wydyszał na jednym tchu- Prefekt naczelny kazał przekazać, że nowe hasło
brzmi „Kamienne gargulce”.
Gryfoni spojrzeli na niego z
politowaniem, gdy ten spłonął rumieńcem i odbiegł od stołu, ślizgając się na
lśniącej podłodze.
- Skąd jest ten koleś?- spytał
Syriusz, przysuwając do siebie półmisek z roladami wieprzowymi.
- Dziwne, że trafił do
Gryffindoru, wygląda co najmniej jak tchórzofretka- odparł niepytany Remus.- My
się jeszcze chyba nie znamy. Lupin- dodał , spoglądając na chłopaka z
uśmiechem.
- Radzę się pospieszyć, jeśli
chcecie dotrzeć do dormitorium przed Irytkiem- odezwał się jakiś wysoki Gryfon,
mrugając do trójki chłopców.
- Irytek?- James spojrzał na
swoich zdumionych kolegów, którzy potrząsnęli tylko ramionami i wstali od
stołu, zerkając ostatni raz na porcelanową zastawę.
***
Ruszyli przed siebie, popychani co chwila przez jakichś
innych rozgorączkowanych pierwszaków usiłujących nie pogubić się na krętych
schodach. W rezultacie znaleźli się na samym końcu, całkowicie tracąc
jakąkolwiek orientację. Zmęczeni ciągłym krążeniem przystanęli na chwilę obok
obrazu młodej dziewczyny w sukience, która na ich widok krzyknęła przeraźliwie
i schowała się za pasącymi się na obrazie obok końmi.
- Może już do reszty ogłupiałem,
ale wydaje mi się, że przechodziliśmy tędy przynajmniej z trzy razy- James
osunął się powoli na wełniany dywan, podpierając głowę na ręce.
- Może. Tu wszystko wygląda
identycznie. Hej! Ej, ty! Pomógłbyś znaleźć nam drogę do dormitorium? – Syriusz
rozglądnął się po suficie, gdzie przed chwilą pojawiła się postać małego
duszka.
- Prosicie MNIE o pomoc? –
zjawa podleciała do chłopaków i parsknęła szyderczym śmiechem.- Ależ
oczywiście. Jestem godnym zaufania, ułożonym poltergeistem, który nie szuka
kłopotów.
- Jak masz na imię?- spytał
podejrzliwie Remus, przypominając sobie o przestrodze Gryfona.
- *Serenus- odpowiedział
poltergeist po chwili zawahania.
- No to w drogę!
- Naprawdę sądzisz, że
powinniśmy mu zaufać?- Remus sceptycznie zlustrował uśmiechającego się teraz
niewinnie Serenusa.
- A mamy jakieś inne wyjście?-
James wzruszył ramionami i ruszył dziarskim krokiem za rozpromienionym
poltergeistem.
Remus tylko mruknął coś pod
nosem i z ociąganiem ruszył za kolegami.
Po paru minutach znaleźli się przy gabinecie o bogato
zdobionych drzwiach. Tuż obok nich jakby znikąd pojawił się kolorowy gobelin, z
którego wyglądał na nich podstarzały czarodziej w jaskrawofioletowej szacie.
- Hasło- powiedział,
wykrzywiając się na widok Serenusa.
- Właściwie to hasło nie będzie
potrzebne- poltergeist wykonał zgrabny obrót, przyłożył do ust dłonie i
zaczerpnął głośno powietrze- LUDZIE! POMOOOCY! RATUNKU! CI TRZEJ CHCIELI MNIE
ZABIĆ! SŁOWO DAJĘ! MIOTALI WE MNIE ZAKLĘCIAMI! CUDEM USZEDŁEM Z ŻYCIEM!!
- Zamknij się idioto!- warknął
Syriusz.- Jeszcze ktoś cię usłyszy. Poza tym jak niby mielibyśmy cię zabić,
skoro i tak już nie żyjesz?
- Co tu się wyprawia?- z
ciemności wyłoniła się postać grubego mężczyzny z bujnym wąsem.- Ach… Panicz
Black. Słyszałem, że Tiara przydzieliła cię do Gryffindoru? Ciekawe, ciekawe.
Irytku, na miłość Boską, uspokój się, bo obudzisz wszystkich uczniów!
- Irytku?!- wrzasnął James i
bez zastanowienie cisnął w ducha swoim butem.
- O, nie, mój drogi. Takie
zachowanie w Hogwarcie nie będzie tolerowane. Gratuluję! Za wasze wybryki
Gryffindor traci 30 punktów. A teraz marsz do dormitorium!- twarz Horacego
Slughorn’a spurpurowiała, gdy James spojrzał na niego hardo, widocznie nie
okazując nawet najmniejszej skruchy.
Gdy nauczyciel zniknął za
wysoką kolumną, a wulgarne wrzaski piosenek Irytka przycichły, James wypuścił
głośno powietrze z ust i kopnął mocno bosą stopą o filar.
- Przecież to wszystko przez
NIEGO! Jak można być karanym za coś, czego się nie zrobiło?! No jak?!
- Może to nie najlepszy moment,
ale wydaje mi się, że żaden dom nie zaczął jeszcze roku na .. eee.. minusie-
Remus popatrzył ze smutkiem na olbrzymią klepsydrę, na której „drugim dnie”
zalśniły czerwone rubiny.
- Miałeś rację, to nie był
najlepszy moment- odparł zgryźliwie James i odruchowo zmierzwił i tak już potargane
włosy.
- Chłopaki, wyluzujcie- Syriusz
zdawał się pozostawać w ogóle niewzruszony, a na jego buzi cały czas gościł
łobuzerski uśmiech.- Jeśli nienawidzą cię bez powodu, to daj im w końcu ten
powód.
James i Remus popatrzyli po
sobie i wybuchnęli śmiechem.
Nie wiadomo w jaki sposób w końcu
dotarli do swojego dormitorium, gdzie spotkali śpiącego już pulchnego blondyna
o wystających zębach.
Zmęczeni padli do swoich łóżek, nieświadomi tego, co
dopiero przed nimi...
* Nie bez kozery Irytek początkowo przedstawił się jako Serenus. Otóż to słowo (zaczerpnięte z łaciny) to po prostu określenie odpowiadające naszemu "spokojny". Poltergeist- jak się zapewne domyśliliście - chciał ukazać się w jak najlepszym świetle.
sobota, 12 stycznia 2013
I
Zanim zamieszczę kolejną część mojego ff, mam takie króciutkie ogłoszenie, a właściwie to nie ja, tylko James i Syriusz, którzy kazali mi podziękować naszemu cudownemu grafikowi, bez którego ta strona w ogóle by nie istniała!
Tak więc, Ace, dziękujemy Ci bardzo za motywację, wsparcie i po prostu za to, że jesteś <3
Tak więc, Ace, dziękujemy Ci bardzo za motywację, wsparcie i po prostu za to, że jesteś <3
Nawet nie zorientowali się,
kiedy pociąg zatrzymał się i zaczęli z niego wysiadać pierwsi uczniowie
przebrani w czarne szaty.
- Pirwszoroczni! Pirwszoroczni
do mnie!- rozległ się basowy głos olbrzyma z kędzierzawą brodą zasłaniającą mu
połowę jego ogromnej twarzy. Syriusz i James ruszyli razem z innymi
pierwszakami w kierunku drewnianych łodzi kołyszących się delikatnie na tafli
srebrzystego jeziora. James omiótł spojrzeniem karawany wozów stojących na
żwirowej ścieżce. Po chwili wozy ruszyły z impetem zupełnie tak, jakby
zaprzężono do nich niewidzialne konie. Wkrótce oczom uczniów ukazał się masyw
zamku Hogwartu. Z całą pewnością robił piorunujące wrażenie. Przyciągał uwagę
nie tylko swym ogromem, lecz także niezwykłym kunsztem wykonania i
dopracowaniem nawet najdrobniejszych szczegółów. Kilku młodych czarodziejów krzyknęło z
przerażenia, gdy pojawiła się przed nimi grupka duchów przyglądająca się im z
zaciekawieniem. Po chwili na przód
wysunęła się bezkształtna postać mężczyzny przyodzianego w książęcy surdut.
- Nazywam się Sir Nicholas de
Mimsy-Porpington i w tym roku to mi przydzielono ten chwalebny obowiązek
zaprowadzenia was do Wielkiej Sali, gdzie odbędzie się Ceremonia Przydziału. Ostrzegam was! Trzymajcie się blisko mnie.
Zamek lubi płatać figle, a jego ulubionym zajęciem jest dokuczanie całkowitym
żółtodziobom. Za mną!
- Lubi płatać figle?- mruknął
rozbawiony James. – Sugeruje pan, że zamek jest ży…- urwał, gdy zobaczył jak
schody raz-po-raz zmieniają swoje położenie, budząc tym samym uśpione
dotychczas postaci na obrazach. Sir Nicholas uśmiechnął się znacząco, widząc
szeroko otwarte usta uczniów. Wykonał niedbały ruch ręką i przywołał do siebie
jedenastolatków.
- Psst! Widzisz tego tam z
boku?- syknął Syriusz, wskazując palcem na wysokiego chłopaka z haczykowatym
nosem i mocno przetłuszczonymi włosami.- To Severus Snape. Podsłuchałem raz jak
matka gadała o nim z moją ciotką. Ponoć straszny dziwak. Za wszelką cenę chce
się dostać do Slytherinu pomimo tego, że jego ojciec był mugolem. Ja osobiście
sądzę, że ma małe szanse. Spójrz tylko na niego! Wygląda jak ostatni włóczęga!
Nie sądzę, że byłby w stanie wypowiedzieć nawet najprostsze zaklęcie.
James zachichotał, ale tak
naprawdę przez cały czas wpatrywał się w towarzyszkę Snape’a, która od razu
przyciągnęła jego uwagę. Kompletnie do siebie nie pasowali. On: ponury,
markotny, z odmalowanym grymasem na twarzy, ona: uśmiechnięta, podekscytowana,
tętniąca życiem.
„Co ona w nim widzi?”, z
zamyślenia wyrwał go widok ogromnej sali ze stojącymi po środku czterema
długimi stołami o barwach poszczególnego domu. James spojrzał z utęsknieniem na
szkarłatno-złote szaty Gryfonów.
- Proszę ustawić się w
rzędach!- harmider ucichł, gdy stanowczy głos profesor McGonagall przeszył
salę.- Kiedy wyczytam wasze imię zbliżycie się do mnie, a Tiara Przydziału zadecyduje, do którego
domu powinniście trafić.
McGonagall rozwinęła długą
rolkę pergaminu i nasunęła okulary na czubek nosa.
-
Archibald, Daniel!
Do stołka podbiegł niski brunet
trzęsący się ze strachu. Siadając na krześle, o mało co nie przewrócił się o
skraj swojej długiej szaty.
- Ravenclaw!- pisnęła Tiara
Przydziału, a Krukoni przywitali „nowego” gorącymi brawami.
Tiara przydzielała coraz to
kolejnych uczniów, wykrzykując nazwy czterech domów. W pewnej chwili James
dostrzegł, że Severus oplata swoimi kościstymi palcami ramię tajemniczej dziewczyny,
pokazując jej stół Ślizgonów.
- Smarkerus!- krzyknął James
zanim zorientował się, co robi.- Możesz być spokojny! Na pewno przyjmą cię do
Slytherinu. Tylko tam będą mogli odkryć twój niesamowity potencjał, który teraz
jest ukryty pod stertą tych potarganych szmat!
Grupka pierwszoroczniaków wybuchła śmiechem, a James
ukradkiem spojrzał na towarzyszkę Snape’a, która obrażona wydęła usta i
potrząsnęła swoją rudą czupryną.
- Evans, Lily!
Dziewczyna zadarła głowę i
dumnie pomaszerowała w kierunku drewnianego stołka.
- Gryffindor!- wrzasnęła Tiara,
a z ust Snape’a wydobył się zduszony jęk. Lily popatrzyła na niego
przepraszająco i przywitała się z resztą Gryfonów.
piątek, 11 stycznia 2013
Wstęp
Jestem tu całkowicie nowa, ale postanowiłam sprawdzić się odrobinę i poddać Waszej opinii.
Do tej pory pisałam "do szuflady" - może czas to zmienić? :)
No więc przed Wami Fan Fiction o losach Huncwotów.
Będę wdzięczna za każdy komentarz, radę, propozycję.
Miłego czytania!
~Ignis
Do tej pory pisałam "do szuflady" - może czas to zmienić? :)
No więc przed Wami Fan Fiction o losach Huncwotów.
Będę wdzięczna za każdy komentarz, radę, propozycję.
Miłego czytania!
~Ignis
Za oknami robiło się coraz
ciemniej. W blasku księżyca przechadzały się ostatnie pary zmierzające w stronę
swoich domów. James siedział na parapecie i
ściskał w swoich odrętwiałych dłoniach
zwitek kremowego papirusu. Jeszcze chwilę uporczywie się w niego
wpatrywał, po czym włożył go delikatnie pod poduszkę i z ociąganiem ułożył się
na miękkim łóżku. Czekał na ten moment przez jedenaście lat, ale pomimo tego
nie mógł wyzbyć się wrażenia, że w chwili, gdy opuści to przytulne miejsce
utraci cząstkę siebie. Leżał jeszcze długo, przewracając się z boku na bok i
rozmyślając o Hogwarcie. Ogarnął leniwym spojrzeniem cały pokój i zatrzymał
wzrok na zamkniętym kufrze, w którym teraz spoczywały stosy książek, kolorowe
szaty i mahoniowa różdżka z rdzeniem z pióra feniksa. Był bardzo dumny, gdy pan
Olliviander wręczał mu ten pozornie zwykły, drewniany patyk, przestrzegając
przed jego niezwykłą mocą. James uśmiechnął się do swoich myśli. Już nie mógł
się doczekać, kiedy będzie mógł wypowiedzieć na głos swoje pierwsze zaklęcie.
***
- James! Wstawaj! Spóźnisz się
na pociąg!- po malutkim mieszkanku rozległ się donośny głos pani Potter.
Chłopak zamrugał parę razy,
przetarł oczy i nasunął niezdarnie na nos okrągłe okulary. Spojrzał z
przerażeniem na zegarek. Do odjazdu z King’s Cross zostało mu dokładnie
trzydzieści minut. Wyskoczył z łóżka, o mało co nie przewracając się o leżącą na podłodze miotłę. Rozejrzał się z paniką po pokoju i w biegu włożył na siebie
parę pomiętych jeansów. Zbiegł ze schodów, omijając co drugi stopień i zasiadł
przy stole, gdzie czekało już na niego przygotowane śniadanie.
- Czy ty awsze muszisz mnie
budzić na osztatnią wilę?- zwrócił się z wyrzutem do mamy, pakując sobie do
buzi gigantyczną porcję płatków czekoladowych.
- Nie byłoby problemu, gdybyś
tylko nauczył się obsługiwać mugolski budzik- odparła i wykonała zgrabny ruch różdżką, wskazując na stertę brudnych
naczyń, które po chwili zaczęły się same czyścić.- No kończ już to śniadanie i
biegnij do taty. James! A rzeczy?
Ten w odpowiedzi stuknął się w
czoło i już miał zamiar ruszyć na górę, ale mama powstrzymała go ruchem ręki.
- Accio kufer!- krzyknęła i ponad nimi osunęła się drewniana skrzynia, lądując na podłodze obok chłopca.
- Dzięki.
- Kiedyś w końcu zapomnisz, że
masz głowę. No chodź tu do mnie, ty mój mały mężczyzno- odparła już łagodniej,
przytulając go mocno do siebie.- Pamiętaj, nie szukaj kłopotów, uważaj na
siebie i nie rób głupstw.
- Uhm- odburknął, odpychając ją od
siebie w chwili, gdy próbowała przygładzić jego wiecznie rozczochrane włosy.
- Dori, kochanie, naprawdę
zaraz się spóźnimy- w drzwiach pojawił się wysoki, lekko siwiejący mężczyzna o
dużych niebieskich oczach spoglądający na całą tę scenę z niemałym
rozbawieniem.
- Och, tak, racja. No lećcie
już, lećcie! Wyślij nam Hilmenę od razu jak dojedziesz na miejsce. A ty,
Charles, błagam, jedź ostrożnie.
- Dobrze, dobrze.
- Kocham cię, synku- rzuciła za
nim, ocierając oczy kantem haftowanego fartucha.
James wskoczył szybko do auta i zanim się obejrzał
znalazł się na głównym londyńskim dworcu.
- To… Gdzie jest ten peron 9 i
¾? – powiedział, odczytując kolejno liczby od 1 do 10.- Gdzieś pomiędzy?
- Dokładnie tak- odparł Charles
i wskazał palcem na pobliską barierkę.
- I co? Mamy przez nią tak po
prostu przeniknąć?- spytał z niedowierzaniem.
Mężczyzna uśmiechnął się szelmowsko i chwycił za wózek z bagażami,
nakazując synowi zrobić to samo. Powoli
nabierali prędkości, a James był już całkowicie pewien, że się rozbiją. Nie
zwolnił jednak, tylko zacisnął mocniej palce na wózku i zdumiony zdał sobie
sprawę z tego, że bez jakichkolwiek przeszkód wylądował po drugie stronie.
- Wow…- wyrwało mu się z ust,
gdy rozejrzał się i zobaczył mnóstwo ludzi właśnie takich jak on. Widok
czarodziejów nie był dla niego czymś
niezwykłym. Wręcz przeciwnie. Od dziecka miał styczność z magią, jako że
wychował się w rodzinie „czystej krwi”. Nigdy jednak nie odczuwał w pełni tej
niesamowitej atmosfery, tego podekscytowania związanego z rozpoczęciem nowego
roku nauki w PRAWDZIWEJ Szkole Magii i Czarodziejstwa.
- Tato, ty i mama byliście w
Gryffindorze, tak?
- Zgadza się.
James przełknął nerwowo
ślinę. A co jak trafi do Hufflepuffu albo (co gorsza) Slytherinu?
- Ale ty się chyba nie boisz,
co?- zagadnął Charles, puszczając do niego oko.
- Ja i strach? W życiu!- odparł
hardo, siląc się na obojętny ton.
- No. To trzymam za ciebie
kciuki i pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć- ojciec poklepał
pokrzepiająco syna po ramieniu i pomógł mu wrzucić do pociągu bagaż. James
pomachał mu na pożegnanie, jeszcze bardziej zmierzwił i tak już potargane włosy
i ruszył w stronę jakiegoś wolnego przedziału. Zajął miejsce przy oknie i oddał
resztę w ręce czasu. Po paru minutach w drzwiach ukazała się wysoka,
czarnowłosa postać rozglądająca się po kanapach z pewną dozą nonszalancji.
- Wolne?- nieznajomy rzucił
beztroskim tonem, obdarzając James’a łaskawym spojrzeniem.
- Jasne- odparł i podał mu na
powitanie rękę.- James.
- Syriusz. Pierwszy rok?
James skwapliwie pokiwał głową.
Syriusz tylko mruknął coś pod nosem i zajął się przeglądaniem imponującej
kolekcji kart z czekoladowych żab, szybko zapominając o istnieniu
współpasażera.
Potter wpatrywał się przez
dłuższy czas w kamienną twarz, próbując nieudolnie odczytać kryjące się w niej myśli. Imponował mu. W jakiś zupełnie niewiadomy sposób pociągała go jego
zuchwałość i nadmierna pewność siebie.
„To musi być ktoś z rodziny
Blacków.”, pomyślał. W jego domu dużo się mówiło o starych rodach czarodziejów,
które w taki czy też inny sposób zapisały się na kartach historii.
Musiał wyglądać naprawdę
zabawnie tak marszcząc czoło i uporczywie przyglądając się Syriuszowi, ponieważ
ten spoglądnąwszy na niego uniósł pytająco brwi, wyraźnie zbity z tropu.
- To… Eee… Do jakiego domu
chciałbyś się dostać?- James zdecydował się przerwać męczącą ciszę i poczuł jak
na jego policzkach pojawia się ognistoczerwony rumieniec.
- Nie zastanawiałem się nad
tym- odparł Syriusz, spuszczając wzrok na podłogę.- A ty?
- W sumie najbardziej chciałbym
się dostać do Gryffindoru. Zresztą wszystko jedno, byle nie Slytherin!
Słyszałem, że są tam sami nadęci idioci o chorych ambicjach i mega
przerośniętym ego.
- Taa… Cała moja rodzina to
Ślizgoni – po twarzy Syriusza przebiegł cień uśmiechu.
- O kurczę… ja.. ja.. nie
wiedziałem, stary. Mówiąc „idioci” miałem na myśli..
- Arogantów o chorych
ambicjach- przerwał mu Syriusz.- I masz całkowita rację! Nienawidzę mojej
rodzinki z tą chorą mamuśką na czele. Autentycznie, ona ma jakąś obsesję na
punkcie „czystości krwi”. Stara wiedźma- dodał półgębkiem . James otworzył usta
z niedowierzania, a po chwili ich spojrzenia się spotkały i obaj parsknęli
głośnym śmiechem.
Subskrybuj:
Posty (Atom)